Category Archives: Video

Vivek Kundra, Główny Informatyk USA

W ubiegłym tygodniu Barack Obama powołał Głównego Informatyka USA (Chief Information Officer). Został nim Vivek Kundra, pracujący wcześniej na takim samym stanowisku dla Dystryktu Columbia i miasta Waszyngtonu. Kundra zasłynął swoim nieortodoksyjnym podejściem do publicznej informatyki. Stwierdził, że administracja nie powinna ścigać się z sektorem prywatnym w rozwoju infrastruktury. Po co budować własne zaplecze serwerowe i aplikacyjne, skoro Google ma znacznie większą infrastrukturę, niż zdoła zbudować jakakolwiek administracja. Opierając się na tej infrastrukturze oferuje dostęp do wszystkich niezbędnych administracji programów: edytor tekstu, arkusze kalkulacyjne, serwisy geopozycyjne, kartograficzne, narzędzia do współpracy i harmonogramowania. To wszystko jest dostępne w darmowym pakiecie Google, a za niewielką dopłatą firma ta umożliwia dostosowania pakietu do potrzeb użytkownika. Kundra stwierdził, że współpraca z Google będzie tańsza i lepsza, niż kupowanie oprogramowania od Microsoftu i budowa własnego pełnego zaplecza informatycznego. Waszyngton zrezygnował nawet z budowy specjalistycznego systemu zarządzania kryzysowego dochodząc do wniosku, że lepiej zaopatrzyć policjantów w iPhony, które w połączeniu z Google Maps dadzą nie gorszą możliwość orientacji w sytuacji w mieście. Filozofię Kundry dobrze ilustruje prezentacja, w której opisuje on doświadczenia z Waszyngtonu. Warto także zobaczyć filmik anonsujący współpracę z Google.

Czy teraz na Google Apps przejdzie administracja USA? Zobaczymy, na pewno można spodziewać się jednak, że Kundra będzie starał się realizować na nowym stanowisku koncepcje, jakie przetestował z powodzeniem w Waszyngtonie. Warto, by tym doświadczeniom przyjrzała się nasza administracja. Nie twierdzę, że od razu należy wchodzić w konszachty z Google. Warto natomiast sprawdzić, co już w Sieci jest i można z tego skorzystać (choćby aplikacje Open Source).

Lądowanie awaryjne w Hudson River, rekonstrukcja 3D

Doskonała rekonstrukcja lądowania awaryjnego lotu US Airways 1549 na rzece Hudson, z podładem dźwiękowym.

Ring of Fire, śpiewająco o nauce

Jak mówić o trudnych tematach naukowych? Najlepiej wziąć gitarę, wyjść na scenę, powiedzieć „I am not Johnny Cash” i zaśpiewać własną wersję „Ring of Fire”. Jeszcze lepiej, gdy pod słowa i muzykę podłoży się ilustracje, a następnie umieści całość w YouTube. Uczeni, do gitar!

Ważne jest jednak nie tylko, jak mówić o nauce. Ważne jest, czego uczyć. W Wielkiej Brytanii powstał ciekawy raport dotycząćy nauczania początkowego „Toward a new curriculum: a report from the Cambridge Primary Review”. Autorzy zwracają uwagę, że nauczanie jest zbyt sformalizowane, koncentruje się na faktach i umiejętności zaliczania testów, a nie na rozumieniu, komunikowaniu, uczestniczeniu w życiu. Podobny raport przydałby się w Polsce, gdzie na skutek rozpoczętej dziesięć lat temu reformy szkolnictwo wykreśliło kategorię myślenia i zajmuje się przygotowaniem do zdania kolejnych testów. Konformizm testowy dochodzi do absurdu w przypadku polskiego. Dzieciaki już prawie nie piszą, niemal nie czytają, tylko zajmują się rozgryzaniem kluczy potrzebnych do prawidłowej odpowiedzi podczas testu gimnazjalnego. To nie nauka, tylko zawracanie gitary.

Gen chrześcijaństwa

Doskonała parodia odsłaniająca, w jaki sposób dyskurs naukowy służy maskowaniu celów ideologicznych. Tym razem Gay Scientist (Gejowscy Uczeni) postanowili odkryć gen warunkujący postawę chrześcijańską…

Recovery.gov

Prezydent Obama zapowiada (patrz wideo), że plan ratowania gospodarki będzie realizowany w atmosferze pełnej przejrzystości. Dlatego ruszyła witryna Recovery.gov, na której publikowane będą wszystkie szczegóły dotycząće alokacji środków z pakietu stymulacyjnego, ich wpływ na zatrudnienie, harmonogramy czasowe, etc. Ma to być także miejsce publicznej debaty (autorzy witryny zapraszają m.in. do dzielenia się swoimi opowieściami o walce z kryzysem). W Polsce przydałaby się podobna witryna umożliwiająca poznanie dokładnych planów rządowych oszczędności i ich skutku.

Ucieczka spod gilotyny

Walter Isaacson opublikował w „Time” ciekawy artykuł o stanie prasy w USA oraz o konieczności wypracowania modeli płacenia za treści publikowane w Sieci. Słusznie pyta, dlaczego nawet nastolatkowie nie mają problemu, żeby płacić za dzwnoki telefoniczne i smsy operatorom sieci komórkowych, gdy podobne kwoty za artykuły z ulubionych tytułów wydają się nie do pomyślenia.

Isaacson samokrytycznie przyznaje, że za ten stan rzeczy winne są same gazety. W latach 90., kiedy gospodarka kwitła i nie brakowało pieniędzy reklamodawców otwierali oni witryny WWW, nie martwiąc się specjalnie o pieniądze z Sieci. Kasa była gdzie indziej. Jak przekonać czytelników, by płacili? Sam argument jakości treści nie wystarczy. Potrzebne są jeszcze innowacje powodujące, że płacić się będzie łatwo i przyjemnie. Tak jak w iTunes za muzykę lub za pomocą Kindle (ebook z Amazon) za książki. Nadszedł decydujący moment. Isaacson zauważa, że najlepiej się myśli, gdy na horyzoncie widać gilotynę. Byle zdążyć.

Autor „Time’a” był gościem talk-show Charliego Rose, w którym razem z innymi wydawcami rozmawiał o tym, co się dzieje na rynku mediów. Pod tym linkiem transkrypcja dyskusji. Jacku, dzięki za tropy.

Prasa – początek końca

Wśród wielu opinii związanych z kryzysem (i ewentualnym upadkiem) prasy drukowanej pojawiają się zarzuty, że powodem jest zbyt mała innowacyjność. Załączony klip pokazuje, że gazety eksperymentowały z nowymi formami dotarcia do czytelników na długo zanim Internet stał się popularnym medium. Jak widać na obrazku, w San Francisco już w 1981 r. posiadacze komputerów w domach (było ich wówczas w Bay Area kilka tysięcy) mogli łączyć się z telecentrum, skąd za pomocą ówczenego modemu (widać na filmie, na czym polegało łączenie) mogli pobierać treść interesujących gazet. Francuzi z kolei w podobnym czasie zaczęli udostępniać usługi Minitela.

Skoro więc nie brak innowacyjności, to co? Ciekawych argumentów dostarcza studium Erica Pooleya „How Much Would You Pay to Save the Planet? The American Press and the Economis of Climate Change.” Pooley analizuje, w jaki sposób amerykańskie gazety uczestniczą w debacie o zmianie klimatycznej i dostrzega, że jakość relacji znacznie się pogorszyła w stosunku do czasów, kiedy gazety były kluczowymi mediami uczestniczącymi w debacie (by przypomnieć aferę Watergate). Teraz dziennikarze ograniczają się do stenografowania wypowiedzi stron uczestniczących w opisywanej sprawie, unikając własnych ocen. Dorabiana do tego jest często ideologia bezstronności, która w istocie polega na numerycznej zgodności: skoro przedstawiam rzecznika walki z ociepleniem, to muszę dla równowagi dać przeciwnika, bez analizy jednak, jaka jest waga obu pozycji w świetle dostępnych badań, etc.

Niestety, żeby zajmować stanowisko, zwłaszcza w sprawach skomplikowanych, trzeba mieć czas na czytanie analiz. Czasy kiedy można było liczyć na bezstronną pomoc ze strony ekspertów minęły, bo niemal wszyscy czynni eksperci są zaangażowani finansowo lub politycznie po którejś ze stron. Czytelnicy oczywiście nie dadzą się oszukać. Stenogramy mogą sobie poczytać w Internecie. Podsumowując, problemem jest pogarszająca się jakość dziennikarstwa (zauważa to także francuska zielona księga, którą niedawno omawiałem). Jakość musi kosztować, a z pieniędzmi w prasie jest krucho.

Potęga informacji, raport brytyjskiego rządu

Power of Information Taskforce, czyli zespół zadaniowy powołany przez brytyjski rząd opublikował w sobotę wersję beta raportu „Power of Information”. Jego celem jest wywołanie narodowej dyskusji na temat zmian, jakie wynikają z upowszechnienia się cyfrowych technik komunikacyjnych. Bo skoro od lat wszyscy mówią, że uzbrojony w informację obywatel zyskuje zupełnie nowy rodzaj podmiotowości, to może w końcu warto dostrzec ten fakt i dostosować do niego działania administracji.

Autorzy dostrzegają, że internet stał się nie tylko platformą komunikacyjną, umożliwiającą tworzenie rozproszonych geograficznie, lecz silnych grup interesów (doskonały przykład zrzeszających się w Sieci matek). Internet jest także wielką platformą innowacyjną, umożliwiającą tworzenie nowych usług w oparciu o dostępną w Sieci informację. Olbrzymie ilości tej informacji drzemią w zasobach publicznych, zwłaszcza administracji. Rolą administracji powinno być jej udostępnianie, wraz z pomocą, by obywatele samodzielnie mogli jak najefektywniej z informacji tej korzystać. Doskonałym przykładem jest działanie BBC z projektem „Creative Archive”, polegającym na udostępnieniu cyfrowych zasobów publicznej telewizji do kreatywnego wykorzystania przez widzów. Autorzy raportu  POIT sugerują, że podobnie powinno stać się z zasobami informacji geograficznej oraz innymi zasobami nie związanymi z prywatnością.

Autorzy raportu POIT odnoszą się do doświadczeń Baracka Obamy w Stanach Zjednoczonych:

Now is the ideal time for the public sector to acquire new skills and practices required to follow through the innovative approaches the Taskforce recommends.  Early signs from the Obama administration in the USA suggest that digital innovators in the Administration are thinking along about re-use of data along the lines above.  When mainstreaming any innovation, systemic culture and behaviour change is required. The Taskforce makes a range of recommendations to enable and embed those changes.

Dają do zrozumienia, że nowoczesna konkurencja oznacza dziś już nie tylko rywalizację na innowacje między przedsiębiorstwami, lecz całymi społeczeństwami. Kluczem do sukcesu jest informacyjne upodmiotowienie obywateli i radykalna modernizacja administracji, by pomagała obywatelom wspólnie dokonywac innowacji on-line.

Elementy takiego myślenia można znaleźć w przyjętej niedawno w Polsce „Strategii Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego”. Niestety, w Polsce ciągle główną przeszkodą są bariery kulturowe: urzędnicy i władza przywykli do modelu kapłańskiego władzy, zgodnie z którym źródłem autorytetu jest kontrola informacji.  Dwa lata temu na seminarium dla administracji samorządowej mówiłem o tym, w jaki sposób Web 2.0 odwraca relacje władzy, otwierając zupełnie nowe możliwości dla współpracy urzędników i obywateli (w zasadzie to samo piszą autorzy brytyjskiego raportu). Niestety, nie spotkałem się z rezonansem. Cóż, nowy model oparty jest na innowacyjności, co oznacza konieczność łamania reguł. Polski system nastawiony jest na biurokratyczne przestrzeganie litery prawa i instrukcji kancelaryjnych, co uniemożliwia jakąkolwiek innowacyjność. A w tle grupy interesów, jak np. lobby geodetów nie mające interesu w uwalnianiu informacji.

Tak czy inaczej, gratuluję Brytyjczykom, bo ich raport to przykład bardzo konsekwentnego działania na rzecz modernizacji administracji. Warto podpatrywać. Ciekawą analizę brytyjskiego doświadczenia publikuje „techpresident”.

Poniżej moja prezentacja ze wspominanego w tekście seminarium:

Nauka (o) pocałunku

Sheril R. Kirshenbaum w blogu „The Intersection” podejmuje, w sposób naukowy, zagadnienie pocałunku. Dołączony klip filmowy pokazuje, że zagadnienie jest co najmniej fascynujące, a nauka daje co najmniej niezadowalające odpowiedzi na tak, zdawałoby się, pytanie: dlaczego się całujemy? Czy to atawistyczna pozostałość po praktykach karmienia potomstwa metodą usta-usta? Czy też powstały na drodze ewolucji sposób na zwiększanie odporności przez wymianę drobnoustrojów? A może sposób na wstępne wypróbowanie partnera, zanim dojdzie do ewentualnego zbliżenia?

Na ile jednak pocałunek jest czynnością czysto naturalną, a na ile praktyką kulturową (czy też polityczną, jak widać na załączonym zdjęciu)? Okazuje się bowiem, że w różnych kulturach ludzie całują się w różny sposób, do doskonale dokumentuje Otto F. Best w książce „Historia pocałunku” (W-wa, 2003). Niby prosta sprawa, a tyle niejasności.

Singularity University, świątynia Kurzweila

Wczoraj ruszył Singularity University. Uczelnię założył Ray Kurzweil, najważniejszy orędownik koncepcji technological singularity, czyli technicznej osobliwości. Główną przesłanką dla teorii Kurzweila jest przekonanie, że rozwój techniki odbywa się coraz szybciej (o przyspieszeniu przyspieszenia postępu technicznego pisał już zresztą Buckminster Fuller), w tempie wykładniczym. Dobrą ilustracją tej prawidłowości jest tzw. prawo Moore’a mówiące o podwajaniu się wydajności układów elektronicznych co 18 miesięcy. Kurzweil twierdzi, że ciągle nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji rosnącego tempa rozwoju techniki, bo myślimy w kategoriach linearnych. Tymczasem każdy kolejny rok przynosi zmianę taką jaką, jak kilka lat wcześniejszych. W pewnym momencie dojdzie do zerwania ciągłości, do momentu zwanego przez Kurzweila osobliwością, kiedy nastąpi kolejny przełom ewolucyjny.

SIngularity University ma przygotowywać na nadejście osobliwości i konsekwencje wykładniczego tempa rozwoju techniki. Za jedyne 25 tys. dolarów można zapisać się na dziewięciotygodniowy kurs letni, ewentualnie można wybrać skrócone ścieżki dla przedsiębiorców. SU znalazł siedzibę w Ames Research Center NASA (znajduje się ono w środku Krzemowej Doliny, to tu stacjonują odrzutowce Google), a szef Centrum, Pete Worden jest jednym z wykładowców. W gronie kadry dydaktycznej znaleźli się tacy ludzie, jak Vint Cerf – jeden z ojców Internetu, George Smoot, laureat nagrody Nobla z fizyki w 2006 r. i wielu innych ciekawych uczonych. Większość nie kryje swoich post i transhumanistycznych przekonań.

Amerykanie, nie bacząc na kryzys intensywnie szykują się do lepszej, postsingularnej przyszłości. SU powstał wspierany przez datki z biznesu high-tech, jednym z najważniejszych donorów jest Google. Bardzo ciekawą i krytyczną analizę wyczynów Kurzweila publikuje „ArsTechnica” piórem Johna Timmera.